sobota, 31 grudnia 2011

31.12.2011r.

Pierwszy raz zrobiłam tak długą przerwę w pisaniu, ale ostatnimi czasy po prostu nie mogłam tutaj nic napisać, ze względu na to, że tak dużo działo się przez ten okres w moim życiu. Wydarzyło się wiele i co jest najbardziej zaskakujące - niemal wszystkie sytuacje tylko dodawały mi uśmiechu na twarzy. Wszystko jest tak jak powinno, mogłabym nawet rzec, że jest idealnie. Czy to nie dziwne? Ale... Zacznijmy od początku.
Przygotowania do świąt nawet mi się podobały, było to swego rodzaju magiczne, radosne dla mnie "przeżycie". We wszystkim pomagał mi Dawid, gdyż w jego domu sprzątaniem, gotowaniem i przygotowaniem świąt nie zajmuje się jego rodzina, lecz osoby zatrudnione do poszczególnych zadań. Razem posprzątaliśmy dom, trzeba przyznać, że nie dość, że było to najcudowniejsze sprzątanie domu, jakie mnie kiedykolwiek spotkało, to jeszcze dom lśnił czystością, że aż mama zaniemówiła z wrażenia, kiedy wróciła z pracy i zobaczyła w jakim stanie jest miejsce, gdzie mieszkamy. Podobno przez chwilę nawet myślała, że pomyliła domy. Ale to także za sprawą tego, że wszystko ustroiliśmy oraz ubraliśmy razem choinkę. Wszystko wyglądało przecudownie!
Oczywiście w całych przygotowaniach pomogła nam nasza kochana, wspaniała Amfetamina. Gdyby nie ona nie wiem czy zdołalibyśmy ogarnąć choćby mój pokój, a dzięki niej WSZYSTKO wyglądało tak pięknie!
Następnie razem z moją mamą zajęliśmy się gotowaniem i pieczeniem. Tzn. mama to wszystko robiła a ja i mój kochany tylko pomagaliśmy, ale za to świetnie się przy tym bawiliśmy. Moja rodzicielka bardzo polubiła Dawida, więc nie miała nic przeciwko temu, że kilka przedświątecznych dni spędził u nas w domu. Było jej to nawet na rękę, bo przecież bardzo dużo mi pomógł, samej nie chciałoby mi się nic robić, więc po pracy miałaby wiele do zrobienia, a tak? Przyszła i praktycznie mogła odpoczywać.
Święta były chyba jedne z najlepszych i najbardziej radosnych w moim życiu. Oczywiście nie obyły się bez kilku małych działek, ale były wspaniałe. Pomimo iż rodzina, która do nas przyjechała wkurzała mnie niesamowicie, że latało po domu grono rozwydrzonych bachorów i że w wigilię nie mogłam spotkać się z moim ukochanym. Rodzice faktycznie zrobili mi świetną niespodziankę, jeśli chodzi o prezent, bo czegoś takiego się nie spodziewałam. A mianowicie na feriach zimowych jadę do Austrii na obóz i nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie to, że jadę tam z Dawidem, bo on dostał taki sam prezent. I nie, nie był to zbieg okoliczności, po prostu rodzice uznali, że odkąd Go poznałam bardzo się zmieniłam, więc postanowili porozmawiać z Jego rodzicami i w ten sposób wymyślili ten wyjazd dla nas dwojga. Czyż to nie cudowne? Dwa tygodnie razem, w pięknym miejscu, gdzie będzie śnieg i wspaniała atmosfera. Już się nie mogę doczekać! Natomiast od Dawida na gwiazdkę dostałam wielkiego miśka. Wielkiego, bo jest większy ode mnie! Ja dałam mu srebrną bransoletkę.
Po świętach odbyło się wielkie sprzątanie zaraz po tym, jak tylko wszyscy goście wyjechali, tym natomiast zajęła się już moja siostra, czyli jedyna osoba, z którą nie miałam ochoty gadać w czasie świąt. Te dni pomiędzy świętami i sylwestrem były dla mnie swego rodzaju odpoczynkiem. Odpoczynkiem na pełnej jeździe wraz z moim ukochanym. 
Dziś natomiast pełną parą przygotowujemy się do sylwestra, którego spędzimy w domu Dawida. Robimy imprezę na ok 30-40 ludzi, w sumie skromnie, ale nie potrzeba nam pół miasta. Feta, alko, fajki, trawka - jesteśmy chyba zaopatrzeni we wszystko, czego nam potrzeba. Tymczasem idę się już powoli ogarniać (fryzura, makijaż, ubranie...), bo o 18 muszę być już u Niego, a o 19 zaczyna się już impreza.
Dość długi wpis dziś mi wyszedł, teraz postaram się pisać częściej, choć nie wiem czy mi się to uda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz