piątek, 16 grudnia 2011

16.12.2011r.

Do kitu mam dzisiaj dzień... Dawid poleciał z rodzicami na weekend do Nowego Yorku, więc mam niesamowite nudy. A przecież mógł zostać, ale zdecydował się lecieć z nimi... No nic, w sumie to dobrze, że sobie odpocznie czy coś, osobiście też chciałabym zobaczyć NY, a dla niego to w sumie normalka. No nic, dosyć zrzędzenia. Może opiszę wczorajszy dzień? Przecież był taki boski. Rano wiadomo - szkoła, po szkole przyniosłam książki do domu, czekałam na obiad i nagle dzwoni do mnie Misiek i mówi, że chce mnie gdzieś zabrać. Na początku odmówiłam, bo Mama kazała mi obiad zjeść (zapomniałam w poprzednich dniach napisać, że odkąd jestem z Dawidem nie odchudzam się - przy nim, pomimo że czuję się wielorybem, czuję się na tyle wspaniale, że nie odczuwam już takiej potrzeby, ale niedługo muszę się odchudzić, póki co czuję się szczęśliwa taka jaka jestem), ale D. powiedział, że w nasz wypad także wlicza się obiad. Ponieważ moja mama bardzo polubiła mojego chłopaka - pozwoliła mi iść. A więc przyszedł po mnie i kazał mi się ubrać w jakąś ładną sukienkę, w sumie to mam ich trzy, ale coś wybraliśmy i poszliśmy do jakiejś drogiej restauracji, pierwszy raz jadłam coś w takim lokalu i pomimo że czułam się nieswojo, gdyż to nie moje klimaty (Miśka też nie, ale chciał mi sprawić przyjemność, właściwie to On zazwyczaj unika wszystkich restauracji itp., choć rodzice często każą mu chodzić z nimi po jakiś bankietach...). Później kino, nie pamiętam o czym był film, bo byliśmy kompletnie naćpani i robiliśmy wiele różnych rzeczy oprócz oglądania filmu. Po kinie mieliśmy iść jeszcze do jakiegoś klubu, gdzie bramkarzem jest Dawida kumpel, więc weszlibyśmy bez problemu, ale jednak zdecydowaliśmy się iść do Niego i włączyć muzykę, którą lubimy najbardziej - ta część dnia najbardziej mi się podobało, czułam się najwspanialej, kiedy leżeliśmy obok siebie objęci. Jego dłonie są moim bóstwem, uwielbiam jego dotyk. Kocham jego oddech na mojej szyi. Ubóstwiam Jego całusy i pocałunki - najchętniej w ogóle bym się z Nim nie rozstawała. Ani na chwilę. Ani na minutę. Nawet na sekundę. Nie było późno, kiedy zasnęłam w Jego ramionach - niestety czas minął za szybko i o 23 zadzwoniła moja mama, że czas wracać do domu, więc zebrałam się i mój kochany odprowadził mnie pod same drzwi, żegnając mnie najsłodszym pocałunkiem na całej kuli ziemskiej. Kurczę, nie podejrzewałabym się, że potrafiłabym tak cokolwiek opisać... Wystarczy na dzisiaj. Postaram się napisać jutro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz